Przemyśl,

Popularne

czwartek, 17 lipca 2008

Żyć i przeżyć bez samochodu

Niewykonalne? Nie da się ukryć, że może się wydawać to trudne - szczególnie na niektórych rzadko zaludnionych obszarach, na przykład w Bieszczadach czy też między Rzeszowem a Dębicą. Nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe. Dobra siatka połączeń kolejowych, jak również rozwój siatki połączeń autobusowych mogą sprawić, że mało komu, przy drożejących cenach benzyny i smrodliwości produktu, szmuglowanego przez granicę z Ukrainą, będzie chciało się włączać silnik.


Kiedy mieszkałem pod Przemyślem, Miejski Zakład Komunikacji zlikwidował parę linii, w tym numer 6 do Żurawicy i popularną "siódemkę" do Wyszatyc. Szczęśliwie dla mieszkanek i mieszkańców tych miejscowości pozostała jakaś alternatywa - przemyski PKS. W ostatnich latach pojawili się mali przewoźnicy, oferujący kursy do jeszcze dalszych miejscowości. Mimo to bilety nadal nie należą do najtańszych, co poddaje w wątpliwość twierdzenie, że konkurencja zawsze i wszędzie zbije ceny. Do niedawna bilet miesięczny na jedną trasę w mieście był niemal tak drogi, jak ten sam bilet miesięczny w Warszawie - przy czym ten stołeczny umożliwiał poruszanie się po całym, ponad półtoramilionowym mieście. Abstrahując tu od efektu skali widać, że podobna cena przy niższych średnich zarobkach nie zachęca aż tak bardzo do przesiadki w komunikację miejską.


A jednak warto! Powoli, ale skutecznie unowocześniany jest tabor w miastach, a powstające w nich korki uzmysławiają ludziom, że samochodów bywa za dużo. Nikt nikomu nie chce ich zabierać, ale nadal polityka miejska w województwie służy raczej tworzeniu parkingów niż na przykład fundowaniu raz w roku, na dzień bez samochodu, darmowych przejazdów miejskimi autobusami. Największym miejscowościom, takim jak Rzeszów, Stalowa Wola czy Przemyśl, tramwaj wcale by nie wadził, być może nie byłoby go zbyt wiele, ale z pewnością mógłby rozładować nieco tłok w godzinach szczytu. Sami mieszkańcy i mieszkanki mieliby z tego tytułu jakąś radość, a jeśli by dajmy na to składy przybrały zabytkową formę to kto wie, w jaki sposób wpłynęłoby na koloryt i atrakcyjność podkarpackich miast?


Nie ma co tu dużo się rozpisywać. Na pewno trzeba wspomnieć o tym, że TIRy powinny iść na tory. Za obopólną korzyścią - obecnie tak czy siak nie mogą jeździć w pewne, określone prawem dni w roku, zatem miast obijać się po motelach czy też klucząc przed policją po polnych drogach, spokojnie odpoczywaliby, jadąc przez kraj, korzystając z trakcji kolejowej. PKP z kolei nieco by na tym procederze zarobiło i być może miałoby więcej pieniędzy na nowsze, szybsze pociągi albo na remont torowisk. Mało zresztą kogo cieszy jazda do rodziny obok wielkiej ciężarówki, utrudniającej wyprzedzanie, która swoim ciężarem w gorące dni prowadzi do powstawania kolein w jezdni.


Jest oczywistością, że bez inwestycji w sieć kolejową nie będzie łatwo przekonać ludzi do tej formy transportu. Kiedy jednak widzą oni nowe, schludne autobusy, zaczynają się przyzwyczajać do takiej formy komunikacji w mieście. Podobnie może być zatem także z kolejami w kontekście międzymiejskich wojaży. Każdy ceni sobie swój czas i pieniądze - jeśli zatem pokazać, że PKP to dobra inwestycja, a na dodatek bardziej czysta i ekologiczna, to zmiana nastąpi. Trzeba jednak włożyć w to mnóstwo pracy, bo dla wielu własne cztery kółka nie są symbolem brudnego powietrza, ale własnego statusu materialnego. Zmiana mentalności, o czym była tu mowa, odbywa się w szkołach. A te, jak wiadomo, podlegają samorządom. Zatem jeśli ktoś będzie mówił, że lokalne władze nie mają na gusta komunikacyjne wpływu, łatwo będzie ową tezę obalić.


Fotografia: Joanna Erbel
 ***tekst pochodzi z bloga „Zielone Podkarpacie”. autor, redaktor :Bartłomiej Kozek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz