Przemyśl,

Popularne

środa, 16 lipca 2008

Demokracja dla ludzi


Wyobraźcie sobie następującą sytuację - dowiadujecie się o spotkaniu gminnym, na którym będzie dyskutowany podział pieniędzy publicznych na lokalne potrzeby. Wiecie dobrze, że przydałoby się w końcu dociągnąć do wsi kanalizację, zanim postawi się drogę, na którą nalegają lokalni "wpływowi". Rozkopywanie drogi pod rury to prawdziwa mordęga i dodatkowe koszty, które przecież mogłyby sfinansować przedszkole, którego pomimo obietnic nadal nie ma. Idziecie zatem na zebranie, wykładacie argumenty i po żarliwej dyskusji wasz wniosek przechodzi jako zlecenie do wykonania do Rady Gminy. Związana przepisami, nie ma możliwości zmienić przeznaczenia tych pieniędzy, np. na służbowe komórki.




Utopia? Nic z tych rzeczy! To wieloletnia rzeczywistość funcjonowania demokracji bezpośredniej w Porto Alegre, brazylijskim mieście, które dla alterglobalistek i alterglobalistów stało się prawdziwym wzorem. Dzięki samorządowej działalności Partii Robotników obecnego prezydenta tego kraju, Ignacio Luli da Silvy, tamtejsze mieszkanki i mieszkanki przez kilka lat w pełni samodzielnie decydowali o podziale lokalnych funduszy. Najpierw samorząd przeprowadził akcję edukacyjną, a następnie przygotował grunt do zgromadzeń, w których udział mógł wziąć każdy i każda z osób zamieszkałych na danym obszarze. Szczebel dzielnicowy przydzielał punkty priorytetu poszczególnym, zaproponowanym przez uczestniczących kwestiom, a następnie wysyłał delegatki i delegatów na zgromadzenie wyższego szczebla - do ogólnomiejskiego włącznie. Poprzez dyskusję ustalano końcową alokację funduszy, która była wiążąca dla władz miasta. Dla wyjaśnienia dodam, że aglomeracja ta liczyła sobie 1,3 miliona osób...




Efekty? Porto Alegre miało dużo niższe współczynniki analfabetyzmu i umieralności noworodków, za to więcej wyasfaltowanych dróg. Do dyspozycji ludzi był cały budżet miasta. Nie zanotowano żadnych problemów finansowych, a potrzeby sygnalizowane przez społeczności były rozwiązywane, w miarę możliwości finansowych, na bieżąco.




Czy coś podobnego mogłoby zadziałać w Polsce? Oczywiście! Działa w wielu miastach w obu Amerykach, Europie, Azji i Afryce, w wielu kulturach, istotnie od siebie się różniących. W Europie Zachodniej i Ameryce Północnej największymi orędownikami oddawania władzy samorządowej w większym niż do tej pory zakresie ludziom są Zieloni i formacje wolnościowe. Na ten temat powstała już nawet literatura popularnanaukowa, a bodaj najlepszą publikacją jest ta, wydana w ramach "Linii Radykalnej" krakowskiego ha!artu, autorstwa Rafała Górskiego.




Jeśli ktoś ma wątpliwości, zawsze można zacząć od mniej spektakularnych działań. Zobaczmy, jak działa swobodne wydawanie 10% gminnego budżetu, a potem stopniowo ów zakres rozszerzajmy. Wprowadźmy wysłuchania publiczne z prawdziwego zdarzenia, a nie wspierajmy podejmowanie decyzji za kotarą, pośród koterii wielkich interesów i lokalnych wpływów. Bez upodmiotowienia ludzi nie ma co nawet marzyć o społeczeństwie obywatelskim z prawdziwego zdarzenia. Trudno mieć pretensje o to, że ludzie nie głosują w sytuacji, kiedy nie mają poczucia, że cokolwiek od nich zależy.




Sam model samorządu w naszym kraju należy wziąć pod lupę. Nie mam wątpliwości, że im więcej spraw da się załatwić na poziomie lokalnym, tym lepiej. Jednocześnie jednak same lokalne władze muszą być do tego dobrze przygotowane. Należy rozważyć, czy powiaty są nam aby niezbędnie do życia potrzebne i czy nie lepiej by było, gdyby burmistrzowie i prezydenci miast byli wybierani poprzez Radę Gminy, co zapobiegałoby zupełnemu jej przytłumieniu przez wybór nie wizji i programów, ale sympatycznych, niewiele mówiących twarzy. Są to kwestie dyskusyjne, ale bez ich poruszenia w publicznej debacie będziemy ubożsi o refleksję na temat roli samorządności w globalizującym się świecie.

 ***tekst pochodzi z bloga „Zielone Podkarpacie”. autor, redaktor :Bartłomiej Kozek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz