Przemyśl,

Popularne

niedziela, 27 lipca 2008

Bliżej Europy, bliżej świata

Współpraca międzynarodowa to istotna kwestia. Bez niej tkwimy w marazmie, nie otwieramy się na nowe idee i pomysły, które mogłyby pomóc nam w tworzeniu lepszych miast, miasteczek i wiosek. Niestety, kiedy patrzy się na listę miast zaprzyjaźnionych chociażby z wojewódzkimi miejscowościami na prawach powiatu, niewiele widać w niej śmiałości i odwagi ku nietypowym, szalonym wręcz pomysłom. Relatywnie najlepiej jest z Rzeszowem, który poza Europą Środkowo-Wschodnią dorobił się przyjaciół w Stanach Zjednoczonych (Buffalo), Grecji (Lamia) i Austrii (Klagenfurt). Przemyśl wpadł na pomysł z Wielką Brytanią (South Kesteven), a tak poza tym nie jest dużo lepiej, chociaż np. Mielec ma partnerów nielichych...

Nie chodzi o to, że bliskie naszemu regionowi miasta, takie jak Lwów czy Koszyce, są w jakikolwiek sposób gorsze. Współpraca z nimi ma szanse nas ubogacać, jeśli tylko będzie odbywać się na partnerskich zasadach. Brakuje jednak odwagi, by wznieść się ponad tradycyjne poczucie lokalności i spróbować zadzierzgnąć jakieś lepsze kontakty. Otworem stoi przecież Francja, Hiszpania czy Włochy, nie mówiąc już na przykład o Skandynawii. W ten sposób łatwo byłoby wymienić się doświadczeniami, związanymi dajmy na to z tworzeniem miejskich wypożyczalni rowerowych.



Partnerstwo europejskie, pozwalające na skuteczny transfer dobrych praktyk, powinno zatem uwzględniać miasta tak regionalnie i kulturowo bliskie (a więc czeskie, słowackie, ukraińskie, węgierskie i rumuńskie, które aktualnie dominują), ale też i te dalsze, mogące pokazać, jak od podstaw budować dobre praktyki. Nie chodzi tu tylko o to, by młodzież z niemieckiego Paderborn przyjeżdżała do Przemyśla i na odwrót, chociaż to bardzo cenna inicjatywa. Chodzi o to, by dochodziło do jak największej ilości spotkań lokalnych społeczności, związkowców i przedsiębiorców, polityczek i polityków, działeczk i działaczy organizacji pozarządowych...



Podobne praktyki można rozwijać nie tylko poprzez sieć miast partnerskich, ale wstępowanie do rozlicznych „międzymiastówek”, promujących ochronę klimatu, mniej stresujący tryb życia. To także „adopcja” miast w Azji, Ameryce Łacińskiej albo w Azji. Nie tylko na linii Przemyśl-Japonia (aczkolwiek spoglądam na tego typu pomysły z niekłamaną życzliwością), ale tez np. Dębica – Kampala (stolica Ugandy). Wystarczyłoby nieco dobrej woli i np. ufundowanie przez miejski ratusz znaczków na poczcie po to, by młodzi ludzie mogli korespondować ze swoimi rówieśniacmi i rówieśnikami z dalekiego lądu. W taki sposób buduje się tolerancję, akceptację i otwartość.



A co z tego będą miały miasta? Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Intensywna wymiana idei wzbogaca – nigdy zaś nie zubaża. Wyobraźmy sobie na przykład wielki festiwal afrykański w Ropczycach, z lokalnymi zespołami muzycznymi z, dajmy na to, jakiegoś większego miasta Wybrzeża Kości Słoniowej. Nie zrobiłoby to wrażenia? Nie przyciągnęłoby ludzi spoza województwa? Nie zachęciło do zdobywania wiedzy o świecie, zamiast tkwienia w krzywdzących stereotypach?



***

tekst pochodzi z bloga „Zielone Podkarpacie”. autor, redaktor :Bartłomiej Kozek

Fotografia:Wikipedia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz